Krótsze dni, mniej słoneczna aura, tęsknota za latem – to wszystko sprawia, że jesienią popadamy w melancholijny, a czasem nawet depresyjny nastrój. Zapytaliśmy psychologa, Katarzynę Popiołek, dziekana katowickiego wydziału SWPS Uniwersytetu Humanistyczno-Społecznego, jak sobie z nim radzić i czy spacery po Parku Śląskim są dobrym lekarstwem na jesienną chandrę.
– Jesteśmy w bardzo specyficznym momencie roku –jeszcze do końca nie opadły z nas emocje związane z letnimi wojażami, przygodą, odpoczynkiem, a już musimy zakasać rękawy i ruszyć do pracy. Zmiana pory roku nie zawsze temu sprzyja, jesień potrafi zdemobilizować, nawet zasmucić…
– Pod pojęciem jesiennego smutku, melancholii, mogą się kryć bardzo różne rzeczy, ale dzisiaj rozmawiamy o tych stanach, które absolutnie mieszą się w normie, a są właśnie wywołane zmianą pory roku. Tak jak natura wokół nas w jesieni staje się mniej witalna, więdną kwiaty, drzewa tracą liście, słońce słabiej grzeje lub znika za szarymi chmurami, snują się mgły, a dni są coraz krótsze, z nami – dziećmi tejże natury – jest podobnie, wyciszamy się, zwalniamy, nasze emocje stają się bardziej stonowane, można rzec mniej kolorowe. I tak jak w starej piosence „A mnie tak szkoda lata…”, żal nam minionego czasu, urlopowego szaleństwa, ciepła, upojenia słońcem. To naturalne. Ważne jednak, żeby się do tej zmiany dobrze przygotować i odpowiednio nastawić. Bo jeżeli liczymy na to, że jesienią wszystko toczyć się ma podobnie jak to było latem – a więc będziemy budzili się radośni, pełni energii, zapału do działania, krótko mówiąc „będzie nam się chciało”, to możemy się niemiło rozczarować. Ale przecież nikt nie powiedział, że stale musimy być w stanie radosnej euforii.
– Jednak wszyscy do niej dążymy. Idealny świat, to dziś uśmiechnięci ludzie, pełni sukcesów, zawsze gotowi do zabawy, żyjący w kolorowym świecie, najlepiej w dobrej pogodzie. A może coś przeoczyłem?
– Media często – bardzo myląco – chcą nas przekonać, że jeżeli człowiek nie jest od rana w szaleńczym rytmie, takim energetycznym transie i nie kipi radością, to coś z nim jest nie tak, bo przecież innym się to udaje. Myślę, że na wszystko w życiu jest odpowiedni czas. Również na zadumę, na nieco melancholijną refleksję, która w sposób naturalny przeplata się z okresami ożywienia i wytężonej aktywności. Nasz organizm potrzebuje czasem wyciszenia. Ważne jest, by nie upatrywać w tym niczego złego. Przekonanie samego siebie, że poranne trudności z wybudzeniem, rozpoczęciem dnia na pełnych obrotach, małe smuteczki i tęsknoty nie wiadomo za czym, wcale nie znaczą, że jesteśmy chorzy, czy że czyhają na nas jakieś nieszczęścia. To po prostu stany jesienne, które na swój sposób wzbogacają nasz wewnętrzny świat. Doceńmy ich znaczenie.
– W ten sposób poniekąd mamy tę jesienną melancholię pod kontrolą. To pomaga?
– To działa trochę jak wiadomość o niekorzystnym biometrze. Wstając rano w nienajlepszej formie, martwimy się tym, co się z nami dzieje. Słysząc jednak w radiu, że dziś warunki biometryczne są fatalne, natychmiast się uspokajamy, bo odczuwane dolegliwości wydają się już czymś w tej sytuacji naturalnym. Potrafimy w ten sposób swoje nie najlepsze samopoczucie zracjonalizować i oswoić. Oczywiście nie mam tu na myśli stanów chorobowych, wlekącej się głębokiej depresji. Jeżeli przez kilka tygodni wstajemy z lękiem, a nawet płaczem, i ten stan nie mija, to musimy poszukać pomocy profesjonalisty. Niech nas jednak nie martwi dość powszechnie panująca jesienią melancholijna zaduma z taką niebieską mgiełką smuteczku. Do tego stanu bardzo często nawiązywali poeci. Na przykład Maria Pawlikowska-Jasnorzewska dobrze opisała go w wierszu „Liście”: „Rumieńce lata pobladły, Liść złoty z wiatrem mknie. I klonom ręce opadły, i mnie...”. Żałując lata nie możemy zapominać o urokach jesieni. One to właśnie – kolorowe liście, złota gęstwina, tajemniczy zarys konarów we mgle, szelest liści w rytm naszych kroków, tajemniczy szum wiatru – są cudowne, tylko musimy chcieć je zobaczyć. Pozwólmy sobie na tę chwilę zachwytu, poddajmy się nastrojowi tych dni.
– A więc lepiej się poddać, niż z tym walczyć?
– I tak i nie. Z jednej strony dobrze jest dać się porwać tym jesiennym widokom, dostrzec coś pięknego, wartościowego w tych październikowych i listopadowych zamyśleniach. Nie bójmy się tego i nie uciekajmy w panice przed pojawiającym się od czasu do czasu smutkiem, on nas może wzbogacić, pozwolić lepiej zrozumieć świat i siebie. Z drugiej strony nie popadajmy jednak w skrajność i doceniając uroki tej pory roku, pomóżmy sobie w przetrwaniu trudnych momentów tego okresu. Dokucza nam brak światła, dlatego warto z niego korzystać, kiedy tylko jest taka możliwość. Tak samo ważny jest ruch fizyczny, wzmagający produkcję endorfin. Dobrze jest też szukać pomocy w książkach, często tych już kiedyś czytanych i lubianych, można również spróbować poezji, która będzie współbrzmieć z naszymi emocjami, warto znaleźć muzykę, która nas ukoi, pocieszy, rozbawi, przeniesie w inną rzeczywistość. Niezmiernie istotne jest też „schronienie się pod dach przyjaciół” – rozmowa z życzliwą osobą doskonale poprawia samopoczucie. Jesienią dobrze jest planować sobie takie małe światełka, które rozjaśniają nam przedłużającą się zbytnio monotonię deszczowych i zachmurzonych dni. Wyznaczmy sobie w tygodniu jakiś stały dzień na kino – znajdźmy filmy, które bardzo chcemy zobaczyć – lub też koncert, tyle ich teraz jest, można wybierać. Ważne, aby znaleźć takie, które poprawiają nam nastrój. Może wtedy łatwiej nam będzie „nie spaździerniczeć”, jak to określa Andrzej Poniedzielski.
– Koniec września i początek października to dla wielu osób najlepszy czas na spacery po Parku Śląskim. Jak duży może mieć on wpływ na nasze samopoczucie?
– Ogromny. Chodząc po zakurzonych ulicach, nie widzimy piękna jesieni. Czasem ludzie mieszkający w miastach nie zauważają, że minęła jakaś pora roku. Pójście do parku uwrażliwia nas na naturę, a kontakt z nią, zawsze nas wzbogaca. Ogromnie istotne są np. zapachy. Związana z nimi część mózgu jest jedną z najstarszych, to ona przez zapamiętane zapachy przywraca i uruchamia wspomnienia z nimi skojarzone. Są ludzie, których spacerowanie bez celu nuży. Można więc podczas takiego spaceru chodzić wyznaczoną sobie wcześniej trasą i urozmaicać ją. Wejść np. do Rosarium i zobaczyć, jak tam wygląda jesień, wypić kawę, wrócić inną drogą niż się przyszło. To jesienne spowolnienie warto wykorzystać w celu uwrażliwienia się na odbiór wszystkiego, co wokół nas. Trzeba znaleźć na to czas i wyrwać się z przymusu robienia rzeczy, które kojarzą nam się bardziej z kieratem niż przyjemnością życia.
– Podsumowując: warto zatem doceniać jesień. Po niej przyjdzie zima, a tej się często boimy.
– Jest mnóstwo radości związanych z zimą: narty, sanki, święta. Jednak faktycznie, zima trochę przeraża, choćby koniecznością odśnieżania, trudnościami komunikacyjnymi, ale piękno połyskującego śnieżnego puchu, potrafi to wynagrodzić. Dlatego może warto czasem inaczej traktować jesień i inne pory roku. Nie patrzeć na nie przez pryzmat tego, co się skończyło, tylko doceniać to, co się zaczyna. Dostrzegać, co wdzięcznego z sobą przynoszą. Może w tym pomóc Vivaldi. Cykliczne zmiany w otaczającej nas naturze, różnorodność dostarczanych nam w ten sposób wrażeń, to ogromny atut naszego życia. Tylko chciejmy to dostrzec.