25 tysięcy kibiców na Stadionie Śląskim obejrzało najlepszy lekkoatletyczny spektakl roku w Polsce. Ozdobą Diamentowej Ligi 2023 – Silesia Memoriału Kamili Skolimowskiej okazał się fenomenalny bieg Natalii Kaczmarek na 400 metrów.
Diamentowa Liga za nami
– Kocham ten stadion, kocham tę pu-bliczność. Dziękuję! – powiedziała po swoim występie jedna z bohaterek wieczoru.
Ale nie jedyna. W końcu Ewa Swoboda biegła jak rakieta, a Jakob Ingebrigtsen poprawił rekord Europy! W sumie padły cztery najlepsze w tym roku wyniki na świecie.
Jeżeli ktokolwiek miał wątpliwości, czy w Polsce kibice wciąż chcą oglądać lekkoatletykę, w niedzielę na Stadionie Śląskim otrzymał ostateczną odpowiedź. 25 tysięcy ludzi kupiło bilety, żeby przez cztery godziny obejrzeć widowisko, które raz jeszcze wyniosło Silesia Memoriał Kamili Skolimowskiej na nowy poziom. To poziom Diamentowej Ligi – najbardziej prestiżowej serii zawodów w tej dyscyplinie sportu, gdzie w każdej konkurencji można było spodziewać się cudów.
Tego największego, czyli tak wyczekiwanego powrotu Śląskiego na listę aktualnych rekordów świata, nie udało się zrealizować. Ale przy takim natężeniu wrażeń nikt nawet nie zauważył takiego braku.
Diamentowa Liga – niby światowa, a polska. Kaczmarek i Swoboda bohaterkami
– To najlepszy mityng lekkoatletyczny na świecie. Takie wspomnienia zostają na lata – powie-działa tuż po swoim rewelacyjnym biegu Natalia Kaczmarek.
Gdy mistrzyni olimpijska z Tokio wbiegała na ostatnią prostą, na trybunach nie było nikogo, kto siedział. Spikera przestało być słychać. Potem te wiwaty już tylko rosły, bo gdy minęła metę, zegar wskazał nie tylko pierwsze miejsce, ale przede wszystkim czas 49.48 sekundy. Tak szybko Kaczmarek nie biegała jeszcze nigdy w karierze. Co więcej, takich rezultatów nie miała na terenie Polski nawet wielka Irena Szewińska, do której rekordu Polski Natalii zostało już tylko 0.2 sekundy. Oglądająca tę rywalizację z trybun Justyna Święty-Ersetic zaniemówiła. Jej kadrowa koleżanka zmęczona wydusiła z siebie tylko: – w końcu tego lata wyszedł mi taki bieg, o jakim marzyłam. A sezon przecież dopiero się rozkręca!
Rozkręcił się też dla genialnie dysponowanej Ewy Swobody
– Ja w to nie wierzę. To się nie dzieje. Bałam się odwrócić w stronę zegara i kiedy wyświetliło się 10.94 s, pomyślałam: ile?! – prawie krzyczała do dziennikarzy polska specjalistka od 100 metrów. Chwilę później była już na widowni. Zrobiła dziesiątki zdjęć, bo każdy chciał upamiętnić chwilę, w której Ewa pierwszy raz w karierze zeszła poniżej granicy 11 sekund. Chwilę, w której do re-kordu Polski brakuje jej już odtąd tylko 0.01 s.
Mimo że polscy kibice mogli mieć nadzieję na dobre wyniki biało-czerwonych, to tak spektakularnych osiągnięć tej dwójki nie dało się przewidzieć.
Pięcioro rekordzistów świata
Przy tak bogatym programie i obsadzie zawodów wyniki Polek były jednak tylko częścią spektaklu. W końcu w męskiej rywalizacji na jedno okrążenie dorównał poziomem Wayde van Niekerk. Uzyskał 44.08 s – rekord mityngu i drugi czas w tym roku na świecie. Nikt nigdy nie pobiegł tak szybko na terenie Polski. Ale te słowa wypowiadano w niedzielę wyjątkowo często. To naturalne, skoro w sumie w Kotle Czarownic oklaskiwano aż pięcioro rekordzistów świata: poza Niekerkiem także Yulimar Rojas, Ryana Crousera, Tobi Amusan i Armanda Duplantisa.
Nikt nie zawiódł. Amusan wynikiem 12.34 s na 100 m ppł wyrównała rekord mityngu. Crouser pchnął kulą 22,55 m i żałował, że spalił próbę na ponad 23 m. Bo czuł się na jeszcze więcej. Rojas, o której start do końca starali się organizatorzy, przy wsparciu trybun wygrała zawody, frunąc przy okazji na aż 15,18 metra. Nikt w tym roku nie skakał dalej na świecie, a ona po wszystkim miała do przekazania kibicom jedno zdanie: – jesteście tu niemożliwi.
Ale w niedzielę to Duplantis miał być ich królem. I chociaż pierwszy raz w karierze przywiózł do Polski dłuższe tyczki (aż 5,25 m!), to eksperyment z nowym sprzętem skończył się „tylko” na 6,01 m.
– Mówiłem, że mam na Śląsku po zeszłym roku zadanie do wykonania. W takim razie je przesu-wam. Rozliczę się z tym miejscem – zapewnia latający Szwed, którego rezultat i tak jest przecież niewiarygodny. To kwestia przyzwyczajenia sprawia, że od 24-latka stale wymaga się więcej.
Jakob Ingebrigtsen zaplanował sobie rekord Europy
Jednak występ rekordzistów to nie wszystko, co obejrzał w niedzielę Śląski. Bo dla Jakoba Ingebrigtsena na 1500 m dopiero czeka to miano. Konsekwentnie, krok po kroku, genialny Norweg dobija celu. W niedzielę w samotnym finiszu znów poprawił rekord Europy – 3:27.14. Po drodze pomagało mu w tym aż trzech pacemaker’ów. A rywalizację z trybun oglądała rodzina.
– Cieszę się, że realizuję plan. Tak właśnie śniłem o tym dniu. A rekord świata? Spokojnie. Krok po kroku – powiedział mistrz olimpijski.
To oczywiście jednocześnie rekord mityngu. Chociaż podobne tabliczki trzeba było wyciągać w zasadzie co konkurencję. Dokładnie dziewięciokrotnie. Gwiazdy przypuściły masowy atak na dotychczasowe rekordy. Zresztą, rzut oszczepem na 67,04 m Haruki Kitaguchi to jednocześnie „world lead” i rekord Japonii. W skoku wzwyż aż trzy zawodniczki uzyskały rekordowe na „Ka-mie” 1,98 m – Iryna Geraszczenko, Julia Lewczenko i Nicola Olyslagers. Lot na 2,36 m w męskim konkursie Mutaza Essy Barshima to nie tylko napisanie historii mityngu, ale i atak na prowadzenie na listach światowych. Król wzwyżu wrócił do formy w Polsce – kraju, w którym jak sam powiedział, przeprowadził prawdopodobnie połowę treningów w całej karierze.
Jego skoki to jednak norma. Wszystkich zupełnie zaskoczył za to m.in. finisz Hirut Mesheshy na 1500 metrów. Etiopka uzyskała 3:54.88. To rewelacyjny rezultat – obecnie trzeci na świecie. Wart docenienia, nawet jeśli percepcję nieco zaburza niedawno poprawiony przez Faith Kipyegon re-kord świata. Najlepiej w historii „Kamy” pobiegła też na 3000 m Freweni Hailu – 8:26.61. Tego samego dokonał na 3000 m z przeszkodami Soufiane El Bakkali (8:03.16), chociaż Marokańczyk sam przyznał, że liczył na dużo więcej. Być może nawet na kontratak w wyścigu po rekord świata.
– Nie tym razem, przy 33 stopniach Celsjusza nie dało się ugrać więcej. Ale sezon się nie kończy, poza tym wygrana na Śląsku, gdzie wróciłem po dwóch latach, zawsze cieszy. To żadna przesada, mówiąc, że to wyjątkowe miejsce – przyznał długodystansowiec.
Polskie okno na świat. Biało-czerwoni na „Kamie” z różnym szczęściem
– Ale memoriał to nie tylko światowe gwiazdy z zagranicy. Doceniajmy, że występuje tu z sukce-sami czołówka kadry biało-czerwonych. Tak było, jest i zawsze pozostanie – podkreśla Piotr Ma-łachowski, dyrektor sportowy Memoriału Skolimowskiej.
Takie popisy jak Kaczmarek czy Swobody są oczywiście wyjątkowe. Ale z pewnością warto doce-nić m.in. Pię Skrzyszowską, która zbiła swój najlepszy wynik w tym sezonie do 12.67 sekundy. To jednocześnie minimum na igrzyska w Paryżu. Formę potwierdził też Norbert Kobielski, skacząc wzwyż 2,27 m. Nie mniej ucieszył powrót na bieżnię Sofii Ennaoui, która z dystansem 800 m rozprawiła się w 1:59.82.
Biało-czerwonym w elitarnej obsadzie szło jednak tego dnia z różnym szczęściem.
– Wiem, że stać mnie na więcej. Chciałem tego, na takim wydarzeniu warto dać z siebie sto jeden procent. Niestety, to jest sport. Nie zawsze ma się to, co się chce – stwierdził Piotr Lisek po skoku na 5,71 m, który dał mu w konkursie tyczkarzy czwarte miejsce.
Na jedno okrążenie Karolowi Zalewskiemu zmierzono 45.87 s. Damian Czykier w biegu na 100 m przez płotki uzyskał 13.65 s, ale później miał jeszcze drugą część zadania na niedzielę – opiekę nad córeczką. Jest usprawiedliwiony, zwłaszcza że boryka się z problemami ze zdrowiem. Bardziej szkoda, że Michał Haratyk nie zaliczył żadnego pchnięcia w konkursie kulomiotów.
Słodko-gorzko było natomiast w rzucie młotem. Zawody niestety nie wyszły Malwinie Kopron (68,73 m) i Pawłowi Fajdkowi (73,93 m). Błysnął za to Wojciech Nowicki, który jako jedyny przekroczył – o dwa centymetry – granicę 80 m.
– Skupiamy się na stabilizacji techniki. Było dziś bardzo gorąco, ale jeśli będąc w pełnym tren-ingu, rzucam 80 metrów, to z optymizmem patrzę na mistrzostwa świata. Tutaj był wielki sprawdzian. I myślę, że go zdałem – powiedział mistrz olimpijski.
Diamentowa Liga przez przynajmniej pięć lat w Polsce
– Przed tak dużym wydarzeniem wszyscy w ekipie organizacyjnej trochę baliśmy się, czy wszystko się uda. Ale gdy jest już po wszystkim, mogę z pełnym przekonaniem powiedzieć: jest-em zachwycony tym, czego udało nam się dokonać. Nam, czyli Śląskowi. Nam, czyli Polsce. Or-ganizując Memoriał Kamili, udowadniamy wspólnie, że ten kraj szanuje lekkoatletów i kocha sport. Doceniamy bohaterów, umiemy im kibicować. Mam nadzieję, że choć jedno dziecko spośród tych, które były w niedzielę z nami na trybunach, kiedyś – jako gwiazda kadry narodowej – wróci tutaj w roli zawodnika. Rozrywka to jedno. Ale to jest prawdziwy długofalowy cel, który chcemy realizować – przekonuje Małachowski.
Stadion Śląski i Silesia Memoriał Kamili Skolimowskiej zostały stałym członkiem Diamentowej Ligi. Umowa obowiązuje przez co najmniej pięć lat.
– To wystarczająco dużo czasu, żeby jeszcze się rozwinąć. Wciąż czujemy, że są tematy, w których brakuje nam nieco do ideału. Chodzi o to, żeby się do niego zbliżać – zaznacza Marek Plawgo, dyrektor ds. komunikacji mityngu. Dodaje jednak, że organizatorzy „Kamy” czują od lekkoatletów kredyt zaufania. – Rozmawiamy z naszymi gośćmi. Mówią: róbcie to dalej, zaproście mnie jeszcze! Nie ma nic lepszego dla ludzi, którzy zostawiają na tym stadionie całe serca – przyznaje były płotkarz.
– Śląski jest naszym domem. Cieszy, że tego dnia staje się jednocześnie domem całej światowej lekkoatletyki – mówi jakby na potwierdzenie Swoboda, rodzona Ślązaczka.
Głównym partnerem Silesia Memoriału Kamili Skolimowskiej jest Województwo Śląskie.
Dofinansowano ze środków budżetu państwa z części, której dysponentem jest Minister Sportu i Turystyki. Wydarzenie jest współfinansowane ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.