Wiadomości z Chorzowa

Taką Przystań pamiętamy, czyli kilka wspomnień o kultowej restauracji

  • Dodano: 2012-12-31 08:45, aktualizacja: 2012-12-31 08:57
Lata 60. Generał Jerzy Ziętek nie wyglądał na najszczęśliwszego. Kolejny objazd po parkowych inwestycjach podniósł mu ciśnienie. – Dajcie mi „Grodzisza" – zawołał do kelnera. Siedział w swoim pokoiku w Przystani i spoglądał w okno. Młody chłopak przyniósł niskoalkoholowe, pszeniczne piwo Grodzickie. Generał je uwielbiał. Podobnie zresztą jak swoją ulubioną restaurację i widok na duży staw. Ciśnienie wróciło do normy.
 
 
Nie tylko generał twierdził, że Przystań to miejsce wyjątkowe – w wolne od pracy soboty i niedziele okolica była jedną z najchętniej odwiedzanych. Wiosną 1955 roku – jak podawał „Dziennik Zachodni Wieczór" z 11 i 12 czerwca – parkowe aleje przemierzały tłumy spacerowiczów, a studenci, korzystając ze słonecznej pogody, przygotowywali się do egzaminów. Ale nie tylko aura przyciągała wówczas w te strony. „12 bm. Odbędzie się otwarcie nowego obiektu słońca i sportu. Niespodzianka! Niewątpliwie miła niespodzianka zwłaszcza dla miłośników sportów wodnych – przystań kajakowa. W tej chwili brygady budownicze ZBM prowadzą prace wykończeniowe. Wnętrza pięknej przystani zbudowanej według projektu inż. Cynarskiego są gotowe" – pisał autor artykułu. Wyliczył też, że na pierwszy rejs przygotowano 30 kajaków, osiem kajaków wyczynowych jednoosobowych. dziesięć wyczynowych dwuosobowych, dziesięć rowerków wodnych, a dla wybitnych wilków morskich trzy wyścigowe żaglówki „Finy" Sprzętu było dużo, z wypożyczaniem nie było problemu. Zresztą Ziętek dbał o to, aby ośrodkiem sportów wodnych opiekowali się sprawdzeni fachowcy, marynarze i żeglarze.
 
Sztandarowy obiekt w sercu parku
 
Przystań była – obok Planetarium Śląskiego, tanecznych kręgów i Kamiennego Kasztela - jednym z pierwszych obiektów, które powstały w WPKiW. Wybudowano ją w socrealizmie, ale nie było w niej nachalnych cech tego okresu. Architekci są pod dużym wrażeniem integralnego połączenia ze stawem i przeszklonej sali konsumpcyjnej, tuż nad wodą. Nic więc dziwnego, że obok Łani i Parkowej (dzisiejszy Marysin Dwór) Przystań była najbardziej sztandarowym obiektem parku. I to nie tylko na bale sylwestrowe, studniówki i huczne urodziny. Przyjmowano w niej przedstawicieli najwyższych władz państwowych, zagraniczne delegacje, a nawet... kosmonautów. To właśnie w okolicy restauracji organizowano koncerty i słynne święta "Trybuny Robotniczej". Podczas jednej z takich imprez po stawie pływał drewniany "Opty", a właściciel jachtu Leonid Teliga opowiadał o tym, jak opłynął nim Ziemię. Częstym gościem bywał też Edward Gierek, bawili się w niej także znani z wojaży poza okołoziemską orbitą: Mirosław Hermaszewski, Walentina Tierieszkowa i Walerij Bykowski. Jerzy Kaczmarczyk, który w parku pracował od 1966 do 2004 roku w związku ze sprawowaną funkcją w restauracji bywał nawet kilka razy dziennie. Zapytany o fenomen i przyczynę popularności Przystani, odpowiada bez wahania. – To był pierwszy tak klasowy obiekt w tym parku – podkreśla. – Jego magia poległa głównie na tym, że był wielofunkcyjny i idealnie położony: w samym sercu WPKiW, nad pięknym stawem.
 
To tam była dyrekcja
 
Na początku funkcja restauracyjna nie była najważniejszą w Przystani – w budynku była m.in. świetlica, czytelnia, a nawet sala ping- pongowa. W piwnicy mieściły się hangary, w których chowano sprzęt wodny. Najważniejsze pomieszczenia były jednak na piętrze. – Mało kto pamięta, że w pierwszych latach funkcjonowanie parku właśnie tam była dyrekcja – wspomina Kaczmarczyk. - Swoje biura mieli tam dyrektorzy naczelny i zielni. Dział techniczny mieścił się w nieistniejącej już wieży na Stadionie Śląskim. Budynek tętnił życiem. Była w nim też centrala telefoniczna – mówi. Z czasem największą renomę zyskiwała restauracja. Podawaną tam śląską kuchnią zachwycali się dyplomaci i zagraniczni goście. Pyszne rolady, kaczki, modro kapusta, żymloki, tatary, żur i rosół cieszyły się ogromną popularnością. Renomę zdobyły też wyroby cukiernicze: torty, ciasta, kawy, później lody. – Asortyment był pełny. Warto pamiętać, że za całą gastronomię w parku odpowiadały Chorzowskie Zakłady Gastronomiczne. A Przystań zawsze była traktowana wyjątkowo – twierdzi Kaczmarczyk.
 
Najlepsze czasy
 
W Przystani generał Ziętek miał specjalną salę, w której przyjmował gości. Właśnie tam najchętniej prowadził trudne rozmowy. Karty dań używał wówczas, jak oręża – udobruchiwał nią rozmówców. To były najlepsze czasy restauracji: po stawie pływał statek, na tarasie całe rodziny jadły lody, przy restauracji spacerowali zakochani. Czasem odbywały się koncerty i zabawy taneczne. Sielanka skończyła się w połowie lat 90. – Wtedy zabrakło pieniędzy na park. Zaczęły się problemy i restaurację trzeba było zamknąć. Do dawnej świetności na razie nie wróciła – zawiesza głos pan Jerzy. – Ten piękny obiekt na pewno zasługuje na to, aby otworzyć go na nowo.
 
O ponownym otwarciu Przystani i planach dzierżawcy napiszemy w styczniowym numerze Gazety Parkowej.
 
Pod kotwicą Teligi
 
Z Ireną Fugalewicz, jedną z członkiń komitetu budowy Wojewódzkiego Parku Kultury i Wypoczynku
 
Słynne posiedzenia waszego komitetu odbywały się właśnie w Przystani. Jak wspomina pani tamte spotkania?
 
Na dzisiejsze standardy to były bardzo dobrze i elegancko wydane obiady. Podawano tatary, żymloki, a na koniec gicz cielęca. Generał Ziętek bardzo dbał o szczegóły. Na co dzień w restauracji aż takich frykasów nie podawano - na stołach królowały kotlety po wiedeńsku i bryzol z pieczarkami. Przystań nie była drogą restauracją. Zwykłych mieszkańców stać było, aby się tam stołować.
 
Ale lokal, jak na owe czasy, był podobno bardzo ekskluzywny...
 
Ludzie chodzili w to miejsce jeszcze przed powstaniem parku. Stał tam barak, spędzało się w nim weekendy. O budowie zdecydowano już po pracach nad stawem. Powstały mostki i tor do wyścigów kajakowych. Sama Przystań była bardzo ciekawa. Wrażenie robiła przeszklona sala, płaskorzeźby i mozaika o tematyce morskiej. Widać było, że architekci i wykonawcy do pracy podeszli z ogromną starannością.
 
I ludzie to doceniali?
 
Oczywiście. Zwłaszcza, że przy restauracji odbywały się kiermasze książek i dancingi. Tłumy bywały na tarasie przy Przystani na pysznych lodach. W samym obiekcie często jadali ówcześni celebryci. Zresztą jedna z pamiątek po takich wizytach można podziwiać do dziś: po lewej stronie przy wejściu do Przystani stoi kotwica z jachtu „Opty" Leonida Teligi.

Komentarze (1)    dodaj »

  • Stefan

    Kiedy znöw to bedzie te otwarcie? Tego obiektu?

Dodaj komentarz

chcę otrzymać bezpłatny newsletter portalu mojChorzow.pl.

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu.
Wydawca portalu nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Czytaj również