W niedzielę, 27 kwietnia, jedna z mieszkanek naszego miasta, przechadzając się z psem wokół stawu Amelung, zauważyła przy brzegu łabędzia z nienaturalnie ułożoną głową. Zaniepokojona jego stanem od razu zadzwoniła po pomoc. Ptak trafił pod opiekę Leśnego Pogotowia w Mikołowie – nie obyło się jednak bez kontrowersji.
Łabędź walczy o życie
Mieszkanka opisała całą sytuację na grupie facebookowej Kocham Chorzów. Jak relacjonuje, zauważyła schorowanego ptaka przy brzegu, w niedzielę, 27 kwietnia, około godziny 10:00. Zwierzę miało nienaturalnie ułożoną głowę – gdy próbowało ją podnosić, ta bezwładnie opadała, zanurzając się również pod wodę. Kobieta zadzwoniła po Straż Miejską. Funkcjonariusze bardzo szybko zjawili się na miejscu i wezwali pomoc, aby przetransportować łabędzia do lecznicy. Zwierzę zostało wyłowione przez męża kobiety relacjonującej zdarzenie oraz właściciela jednego z pobliskich ogródków działkowych. Następnie ptak został przewieziony do Pogotowia Leśnego w Mikołowie.
Fałszywe oskarżenia? Leśne Pogotowie wyjaśnia
Niestety, nie obyło się bez kontrowersji. Nie wszyscy mieszkańcy byli zadowoleni z czasu i sposobu reakcji Leśnego Pogotowia, do którego trafił schorowany łabędź. Jak relacjonuje w mediach społecznościowych Leśne Pogotowie, dwie osoby oskarżyły pracowników o znęcanie się nad zwierzętami i męczenie ich, gdyż jedyny dyżurujący tego dnia na cały obwód weterynarz pomagał w tym czasie przy innych interwencjach, zamiast zająć się przywiezionym do ośrodka łabędziem. Krzywdzące komentarze w stronę Leśnego Pogotowia pojawiły się pod postem na grupie Kocham Chorzów, w którym mieszkanka opisywała przebieg zdarzenia.
- O godzinie 12:00 do naszego ośrodka został przywieziony łabędź w stanie tragicznym. Niestety w tym czasie byliśmy na innych interwencjach po zwierzęta. Łabędź został umieszczony w dużej drewnianej skrzyni, która zawsze stoi przygotowana właśnie na takie przypadki – kiedy nie ma nas na miejscu, aby można było bezpiecznie zostawić zwierzę – opisuje w poście w swoich mediach społecznościowych Leśne Pogotowie.
Łabędź miał objawy neurologiczne, prawdopodobnie po uderzeniu. Około 16:45 pracownicy zajęli się zwierzęciem, a około 17:45 wspomniany lekarz weterynarii przybył na miejsce i podał łabędziowi kroplówki, antybiotyki i leki wzmacniające. Kobiety, które oskarżają Leśne Pogotowie o męczenie zwierząt, miały przebywać pod bramą ośrodka do godziny 20:00 i odstraszać osoby przyjeżdżające ze zwierzętami potrzebującymi pomocy.
- Co więcej, te panie siedziały pod naszą bramą aż do godziny 20:00. W tym czasie przyjeżdżały kolejne osoby ze zwierzętami, które potrzebowały pomocy – ale te panie zniechęcały je, mówiąc im, żeby nie zostawiały tu zwierząt, bo "je męczymy". Finalnie osoby odjechały. Zamiast pomóc innym zwierzętom w potrzebie, skutecznie uniemożliwiały ich ratunek. Panie mają również pretensje, że nikt nie czekał przy bramie o 12:00, aby natychmiast zająć się przywiezionym ptakiem. Niestety, nasza praca polega na tym, że codziennie jesteśmy w terenie na interwencjach. Gdybyśmy siedzieli pod bramą, nie byłoby nas tam, gdzie realnie toczy się walka o życie innych zwierząt.
Leśne Pogotowie tłumaczy, że łabędź czekał w skrzyni umieszczonej w cieniu, w przewiewnym miejscu. Z uwagi na uraz neurologiczny nie mógł mieć w skrzyni wody, gdyż mógł się zachłysnąć, a nawet utopić. Dementuje również krążące po sieci informacje, jakby ptak miał czekać na pomoc cały dzień.
- Ptak nie czekał "całego dnia" ani "10 godzin" – czekał 4,5 godziny, dokładnie tyle, ile musiał. Tak samo jak ludzie czekają na pomoc na SORze, a zwierzęta w przychodniach weterynaryjnych.
Aby zweryfikować doniesienia przekazywane przez kobiety, do ośrodka osobiście przybyła wiceprezydent Elżbieta Popielska, która uspokoiła mieszkańców.
- Łabędź jest pod opieką weterynaryjną — dostał kroplówkę, elektrolity i leki wzmacniające. Niestety ma wiotką szyję i nie może samodzielnie pić. Nadchodzące godziny będą dla łabędzicy kluczowe. – przekazała wiceprezydent.
Dodatkowo Straż Pożarna podjęła działania w celu zabezpieczenia jaj łabędzicy ze stawu Amelung – do godziny 23:00 strażakom udało się odnaleźć aż 5.
Będą konsekwencje prawne
Leśne Pogotowie postanowiło zareagować na oszczerstwa skierowane w stronę ośrodka – wobec kobiet, które rozpowszechniały nieprawdziwe informacje, zostaną podjęte odpowiednie kroki prawne.
- Jesteśmy w głębokim szoku i jest nam bardzo przykro. Smutne jest to, że w internecie łatwiej jest obrzucić kogoś błotem niż dostrzec prawdę i ciężką pracę. Łabędź otrzymał pomoc tak szybko, jak to było możliwe, i nie doznał żadnej krzywdy. Pomimo miłości do zwierząt, takie sytuacje naprawdę odbierają nam siły i chęci do dalszego działania. Niestety ta sytuacja przelała czarę goryczy, nasza praca została oceniona na podstawie normalnego działania, na gorąco zastanawiamy się czy jest sens to robić. Gdyby ptak leżał w słońcu, cały dzień i noc i nie byłby podjęte działa to jak najbardziej sami byśmy się uderzyli w piersi i posypali głowę popiłem.
Pracownicy ośrodka podkreślają, że nie będą tolerować bezpodstawnych oskarżeń, oszczerstw i kłamstw, stąd decyzja o pociągnięciu owych kobiet do odpowiedzialności.
Nie pierwsza taka sytuacja na stawie Amelung
Niestety, na stawie Amelung dochodziło już do podobnych sytuacji, nie tylko z udziałem łabędzi, ale również kaczek i innego ptactwa. Informowaliśmy o tych zdarzeniach w minionym roku. Za główną przyczynę śmierci i chorób ptaków na Amelungu uważa się dokarmianie ich pieczywem, jednak dla pewności przeprowadzono badania wody na obecność ścieków w stawie. Testy Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Katowicach wykluczyły jednak tę możliwość.
WIĘCEJ: