Właściciele klubu nie poczuwają się do odpowiedzialności i oczekują, że będziemy dalej kredytowali jego działalność – mówią strajkujący pracownicy Ruchu Chorzów. Odpowiedź, którą otrzymali od akcjonariuszy na swój apel o ratowanie klubu, można streścić krótko – nie damy pieniędzy, a wy wróćcie do pracy. Czy Ruch Chorzów upadnie?
Pracownicy: Oczekiwania akcjonariuszy Ruchu Chorzów są nierealne
Strajkujący pracownicy Ruchu Chorzów w czwartek zaapelowali do akcjonariuszy o podjęcie działań, które uratują klub. Odpowiedź jaką otrzymali określają jako kuriozalną i nierealną.
- Jest to takie odbijanie piłeczki. W skrócie można to przedstawić tak – jeżeli chcemy, żeby ten klub dalej istniał i chcemy odzyskać swoje należności, to wróćmy do pracy i sobie zaróbmy to poprzez realizację konkursu na promocję miasta. To jest kolejna prośba do nas, żebyśmy dalej kredytowali działalność tego klubu, dalej się poświęcali dla niego, natomiast właściciele nie poczuwają się do odpowiedzialności, żeby klub ratować, żeby chociaż jakieś propozycje przedstawić – podkreślał rzecznik prasowy Ruchu Chorzów, Tomasz Ferens.
Za wykonanie zaplanowanych na lipiec działań promocyjnych klub ma otrzymać 600 tys. złotych. Zdaniem pracowników to jednak nierealne. Uważają, że jednej strony jest za mało czasu, a z drugiej bez pomocy kibiców, którzy ogłosili bojkot klubu, nie można zrealizować kilku zaplanowanych zadań. Na stanowisko akcjonariuszy odpowiedzieli krótko.
- Skoro jest to takie proste, to wypłaćcie te 600 tys. złotych. Zapłaćcie nam i uregulujcie te najpilniejsze rachunki, a jak ta transza z Urzędu Miasta wpłynie, to sobie to odbierzecie. Na to już nie dostaliśmy odpowiedzi – mówi Tomasz Ferens.
Ruch Chorzów nie przystąpi do rozgrywek?
Pracownicy Ruchu Chorzów podkreślają, że potrzeba co najmniej 800 tys. złotych by klub mógł przystąpić do rozgrywek III ligi. Dodają, że ostateczny termin, w którym muszą się pojawić te środki jest poniedziałek.
- Pierwszy etap przygotowań przebiegał zgodnie z planem. Wraz ze sztabem trenerskim wróciliśmy do pracy i robiliśmy wszystko by w perspektywie dwóch lat awansować do II ligi (...) Później było tylko gorzej (...) Ostatnio nie trenowaliśmy i jeśli sytuacja się nie zmieni nie rozegramy sparingu z rezerwami Podbeskidzia– mówił trener Ruchu Chorzów, Łukasz Bereta.
Konflikt z kibicami, to podcinanie gałęzi, na której się siedzi
Załoga Niebieskich podkreśla, że konflikt akcjonariuszy z kibicami to podcinanie gałęzi, na której się siedzi. Jak twierdzą, kibice to przychody, a bez nich nie uda się także zrealizować wszystkich założeń konkursu na promocję miasta, a na tym opiera się cały plan budżetowania klubu. Kibice podkreślają, że akcjonariusze nie chcą z nimi rozmawiać, a prezydent wyznaczył im spotkanie dopiero na czwartek, 1 sierpnia, czyli na dwa dni przed meczem ligowym. Stwierdzili, że wobec tego nie mają o czym rozmawiać i zaapelowali do wszystkich akcjonariuszy.
- Jeśli rzeczywiście zależy wam na Ruchu Chorzów, to połóżcie kasę na stół i grajmy! Róbmy porządny futbol i my wam w tym pomożemy. Zapłaćcie pracownikom i zawodnikom, spłaćcie zobowiązania, zróbmy budżet, a my wam pomożemy te 4 mln złotych z miasta wyciągnąć. Albo niech ta spółka upadnie i my ją sobie odbudujemy od podstaw – mówił przedstawiciel kibiców Ruchu, Szymon Michałek.
Nie mogą, nie dają, nie wyłożą więcej
Wiceprezes Ruchu Chorzów, Marcin Waszczuk, stwierdził, że nie wyobraża sobie by klub mógł upaść. Podkreślił jednak, że zaległości wobec pracowników oraz zawodników muszą być spłacone i muszą być środki na działanie. Jednak jego rozmowy z akcjonariuszami nie napawają optymizmem.
- Są od nich podpowiedzi skąd te środki wziąć, jaki ścieżki mam przyjąć do działania, ale ze wszystkich tych stron usłyszałem: nie mogą, nie dają, nie wyłożą więcej – stwierdził wiceprezes klubu.
Pierwszy mecz ligowy Ruch Chorzów ma zagrać już za tydzień. Jednak do tej pory nie zgłosił jeszcze piłkarzy do Śląskiego Związku Piłki Nożnej, choć minął już termin. Do końca lipca musi również spłacić dług licencyjny, inaczej nie będzie mógł grać w III lidze.