Rośliny ze szczebla ministerialnego, czyli jak kiedyś wyglądała praca działu zieleni
O miłości generała Ziętka do róż, polewaniu alejek naftą i gatunkach, które dawniej występowały w Parku Śląskim opowiada Aleksander Stodółka, dyrektor działu zieleni.
W Wojewódzkim Parku Kultury i Wypoczynku właśnie powstawał obszar Ogólnopolskich Wystaw Ogrodniczych, w nim m.in. Rosarium. Był budowany rękami społeczeństwa. Pomagały też różne zakłady pracy. Jednak wbrew propagandzie nie wszyscy dobrowolnie rwali się do pracy na parkowych alejach. Wiele rzeczy wymagało tzw. odgórnej interwencji. W tych sprawach niezastąpiony był generał Jerzy Ziętek. Do dziś wspominany jest telefon do jednego ze śląskich zakładów zieleni. Ziętek prosił o opiekę nad jednym z rejonów, gdzie rosły róże. Dyrektor zakładu nie był zachwycony. Tłumaczył, że nie ma dostaw, brakuje mu pracowników. W słuchawce zapadła cisza. Po chwili odezwał się generał: „Synek, a dotacja to ty chcesz?" – zapytał. I sprawa została załatwiona. Oczywiście pozytywnie dla parkowych róż, które największy opiekun Parku uwielbiał.
Brano co było
Generał powszechnie jest uważany za gospodarza z prawdziwego zdarzenia. Z jednej strony politycznie miał dużą moc sprawczą, a z drugiej był bardzo zaangażowany w życie Parku. Odbierał go jako swoje dziecko, które pielęgnował i hołubił.
– Pamiętajmy że był to okres, w którym, aby uzyskać podstawowe materiały budowlane należało wykazać się niespotykana wręcz determinacją i zaangażowaniem, nie uciekając niekiedy do tzw. „polskiej pomysłowości". W sklepach brakowało też podstawowych artykułów żywnościowych, a o ciekawe gatunki roślin było jeszcze trudniej – wspomina Aleksander Stodółka. – Gdy coś się pojawiło trzeba to było szybko zagospodarować -dodaje.
Pielęgnacja roślin przez dziesięciolecia nie zmieniała się w sposób drastyczny. Większe zmiany nastąpiły jednak w zakresie konserwacji zieleni wielkoprzestrzeniowej. Sprzęt mechaniczny zastąpił np. grupy kosiarzy, którzy kosili trawę lub tylko w sposób ręczny karczowali połacie Parku. Nasadzenie wykonuje się natomiast w identyczny sposób. Nieco inne są gatunki roślin.
– Więcej wiemy natomiast o warunkach siedliskowych i bytowych poszczególnych gatunków roślin, co pozwala na właściwszy ich dobór. Technologia umożliwia też rozwój działań ekologicznych – podkreśla Stodółka. – Do transportu używamy meleksów, a do czyszczenia narzędzi i drobnego sprzętu zmechanizowanych myjek z zamkniętym obiegiem czyściwa. Kiedyś ich nie było. Myło się benzyną i naftą, które potem wylewano na ziemię.
Zakupy sprzętu zmechanizowanego spełniające najwyższe normy co do emisji spalin i hałasu. Chemiczna ochrona roślin prowadzona jest tylko preparatami należącymi do najniższych klas szkodliwości, co także minimalizuje wpływ na środowisko.
Więcej gatunków
Ziętek zwykł robić poranne obchody po Parku. O tym co dzieje się na alejach lubił wiedzieć pierwszy. Jego słynne gospodarskie oko docierało też na Stadion Śląski. Pewnego razu doglądał prac związanych z powstawaniem murawy. Wszedł na jej teren. Jeden z dozorców nie poznając go zaczął krzyczeć używając niecenzuralnych słów. Gdy generał się odwrócił, pracownik pobladł. Tymczasem Ziętek udał się do dyrekcji i kazał wypłacić mu pokaźną nagrodę. W ten sposób pilnował, aby trudno dostępne materiały i trud zaangażowanej już pracy nie zostały zmarnowane. W latach 50. i 60. „załatwianie" niektórych gatunków roślin odbywało się na szczeblach ministerialnych.
– Obecnie dostępność roślin jest dużo łatwiejsza. Większa jest też różnorodność gatunków. Zwiększyła się liczba szkółek ogrodniczych i leśnych oraz możliwości pozyskiwania roślin z Zachodu – podkreśla Stodółka. I dodaje, że niewiele jest roślin, które kiedyś były na alejach, a obecnie z nich zrezygnowano. – To incydentalne przypadki. Np. z ponownego nasadzenia szydlicy zrezygnowaliśmy z powodu warunków atmosferycznych, które w parku nie są właściwe dla tej rośliny-dodaje.
Tagi:
Park Śląski














Dodaj komentarz